Gdy półtora roku temu przeprowadzałam się z Olsztyna do Warszawy na studia, byłam niesamowicie podekscytowana. Stolica – nic, tylko korzystać z wielkiego świata! Po kilku głębszych wdechach warszawskiego powietrza mój entuzjazm nieco zelżał i pojawiły się pierwsze problemy.
Ok, gdy się przeprowadzałam, lokal już miałam wynajęty (za nic w świecie nie chciałam mieszkać w akademiku, chociaż po odwiedzinach u znajomych stwierdzam, że one naprawdę nie są takie złe, nie trwa w nich wieczna impreza i nie jest to najgłupszy sposób na przetrwanie). Uważnie przyjrzyjcie się miejscu, w którym chcecie zostawić swoje graty i od czasu do czasu się przespać – ja, młoda i naiwna, wylądowałam na trzydziestu metrach kwadratowych z dwiema osobami i nadprogramowymi lokatorami – karaluchami. Także strzeżcie się mieszkań z drewnianą boazerią i zsypami w klatce. I dzielenia małej przestrzeni ze zbyt dużą ilością osób, chyba że lubicie spać prawie na sobie i nie mieć prywatności. To naprawdę nie jest warte zaoszczędzenia stówy, a dojazd do metra nie jest wcale tak uciążliwy, jak może się wydawać. Jeśli dopiero chcecie znaleźć mieszkanie, to tradycyjnie polecam Gumtree i grupę na facebooku: „Mieszkaj dobrze, Warszawo” – w niej pojawiają się bardzo dobre oferty, a i Wy możecie zamieścić swoje własne ogłoszenie. I nie bójcie się Pragi Północ – tam jeszcze można wynająć tanio, jest blisko do centrum, wbrew pozorom nie wszyscy chodzą tam z nożami/pistoletami/dowolną inną bronią. Białołęka też nie jest już końcem świata, od kiedy otworzyli Most Północny.
Jeśli chcecie wydać jak najmniejszą kwotę na zakupy, zdecydowanie nie kupujcie w sklepikach osiedlowych. Chyba najtańszą siecią sklepów jest Simply – jakieś podstawowe produkty, żadnych rarytasów. Tesco, Biedronka, Lidl – wiadomo. Idę o zakład, że w promieniu pół kilometra od mieszkania któryś z tych sklepów znajdziecie. Polecam też rynki – mój tata był w szoku, gdy zobaczył, że ziemniaki na Wolumenie są tańsze niż w Olsztynie.
Gdy już rozpakujecie swoje ubrania i zrobicie zakupy, czas przejść się po mieście. Tak, przejść, raczej przejechać… Niezbędna Wam będzie karta miejska. W tym mieście nawet gdy pytacie kogoś, jak dojść, powie Wam, jak dojechać. Kartę możecie doładować na swojej elektronicznej legitymacji studenckiej lub wyrobić w Punktach Obsługi Klienta ZTM. Miesięczne doładowanie bez ulgi kosztuje sto złotych, z ulgą studencką – połowę taniej. Jeśli posiadacie smartphone’a, zainstalujcie aplikację jakdojade.pl. Jeśli nie, to po wylądowaniu w kompletnie obcym miejscu miasta („Ten autobus miał jechać przecież gdzie indziej…”) pozostaje Wam tylko pytać miejscowych. Czasem trzeba podejść do pięciu osób, bo wszyscy po kolei nie są z Warszawy, ale ktoś w końcu Wam na pewno pomoże. Ja się jeszcze nie spotkałam z jakimś ofuknięciem czy niemiłą odpowiedzią na pytanie – warszawiacy to naprawdę mili i pomocni ludzie. Nie bójcie się też nocnych autobusów – są mniej straszne niż taksówkarze, którzy potrafią mocno odchudzić portfel. W nocnych co najwyżej będą Was czekać śpiewy kibiców Legii.
Starajcie się też poznać język miejscowych. Patelnia to nie tylko przyrząd do odgrzewania kotletów od mamy, ale też plac przy metrze Centrum, Pekin to nie tylko stolica Chin, ale i Pałac Kultury i Nauki, parówka to stary tramwaj, Skaryszak to Park Skaryszewski, mańka to strona, i tak dalej, i tak dalej… I, nie daj Boże, nie śmiejcie się, gdy usłyszycie „gąbkie” zamiast „gąbkę”!
Jeśli chcecie się ukulturalnić, odchamić czy po prostu pójść na imprezę, a nie macie pieniędzy na wejście, bo w tym mieście za wjazd się zazwyczaj płaci od pięciu do dwudziestu złotych, możecie wygrać wejściówkę w jakimś konkursie. Są ich setki, serio. Nie będę Wam podawać stron, sami sobie znajdźcie – nie chcę robić sobie konkurencji.
Aha, nauczcie się chodzić prawie biegnąc. W centrum aż nie wypada poruszać się w innym tempie. I pamiętajcie – w metrze po prawej stronie schodów stoimy, po lewej idziemy. Nie odwrotnie.
Ile będziecie potrzebować pieniędzy? Ja wydaję zazwyczaj koło dwóch stów więcej niż płacę za mieszkanie, ale to kwestia trybu życia. Ja oszczędzać nie lubię i nie umiem.
Także nie bójcie się i nie dajcie się. Warszawa jest brutalna, szybka, ale ja po pierwszym szoku i płaczu: „tatooo, ja tam nie wracaaaaam” zaczynam powoli doceniać jej subtelne piękno i mniej subtelną, ale bardzo warszawską i na miejscu, brzydotę.
Autorka: Emilia Bartkowska