Słoik (w wersji corowej, czyli w Warszawie niezameldowany) rozlicza się w Urzędzie Skarbowym w miejscowości rodzinnej. Najczęstszym zarzutem wobec Słoików jest właśnie ten, że mieszkając w Warszawie podatki płacą gdzie indziej. Jest on uzasadniony przynajmniej jednym argumentem, któremu nie sposób odmówić słuszności:
1. Słoik korzysta z infrastruktury, którą współfinansuje w mniejszym stopniu niż rodowici Warszawiacy
Z drugiej strony należy pamiętać, że:
1. Polska jest wolnym krajem i każdy może być zameldowany gdzie mu się podoba
2. Warszawska infrastruktura jedynie w niewielkim stopniu jest finansowana ze środków własnych miasta, a podatek dochodowy mieszkańców to jedynie niewielka część wpływów do kasy miejskiej. Tak więc argument o “pasożytowaniu” Słoików” jest słabszy niż by się to mogło wydawać.
3. Słoik przybywa do Warszawy w stanie “gotowym do użycia”. Wyrośnięty, wykształcony i (z reguły zdrowy). Koszty doprowadzenia Słoika do tego stanu ponosił budżet jego miejscowości rodzinnej. Warszawiak ma dług do spłacenia. Warszawa wychowała go i wykształciła, Słoik przyjeżdża gotowy i od razu zabiera się do budowania warszawskiej pomyslności.
4. Polska przypomina niestety republike bananową, gdzie wiekszośc siedzib dużych firm mieści się w stolicy a interior traktowany jest jako rynek zbytu. Ta bananowa premia sprawia, że Warszawa otrzymuje nieproporcjonalnie duże wpływy z podatków od firm, których zyski wypracowywane są na terenie całego kraju.
5. Często odnieść można wrażenie, że problemem Warszawy nie jest zbyt mała ilość pieniędzy a ich nadmiar. Przykłady? Wiercenie 2giej nitki metra obok istniejących torów kolejowych, tunel wzdłuż rzeki, 700 radnych, muzeum sztuki nowoczesnej potrzebne nikomu oprócz garstki pozbawionych talentów degeneratów mieniących się artystami…. Jest tego więcej… Słoik może mieć uzasadnione przekonanie, że jego pieniądze zostaną wydane rozsądniej w jego “Heimat” niż w Warszawie.
6. I jeszcze raz argument najważniejszy: w wolnym kraju każdy mieszka gdzie mu się podoba.